Zarysowaliśmy kilka z wielu problemów, z którymi mierzy się Kraków. Poniżej wstęp a po nim wypowiedź ekonomisty na ten temat:

1. Na przykładzie Krakowa: Dlaczego Kraków gromadzący tyle zdolnych i już bogatych ludzi w sektorze IT tak bardzo jest nastawiony na bycie usługodawcą obcych korporacji, a nie wytworzy własnego image’u na rynku światowym. Jest już Comarch, w Rzeszowie Assecco, ścieżka jest przetarta. Ludzie w IT zarabiający po 25 k zł/m nie mając pomysłu na inwestycje biznesowe wykupują nieruchomości podnosząc niepotrzebnie ich cenę, co znacznie podnosi koszty życia, które już w Katowicach są o połowę niższe.

2. Turystyka – to drugi główny biznes Krakowa, i sympatyczny i bardzo uciążliwy. Mieszkańcy się już dawno wyprowadzili z centrum miasta, dojeżdżają z sąsiednich gmin. (W dzielnicy Śródmieście jest wg szacunków ok. 1000 mieszkańców)  Miasto nie wybudowało dróg dojazdowych, przedszkoli, szkół. to powoduje ogromne korki, nawet obwodnica już codziennie stoi. A zysk z tego czerpią zagraniczne sieci hotelowe, trochę mieszkańcy, którzy wynajmują, ale sami tam nie mieszkają, i restauratorzy. A to jest ułamek % mieszkańców miasta. Ponadto mieszkańcy nie mogą się czuć jak u siebie, idąc ulicą przy Rynku ciagle jestesmy nagabywani na klub z piwem czy striptisem. Tego nie ma w innych turystycznych miastach Europy.Skąd wziąć środki na rozbudowę komunikacji, Warszawa w ostatnie 15 lat skoczyła mocno do przodu, inne miast po Euro 2012 też, Kraków został bardzo w tyle Dlaczego w Krakowie było dobrze, a przestaje być?

Ekonomista Pan Marek Lachowicz:

Dlaczego w Krakowie było dobrze, a przestaje być?

To, co aktualnie dzieje się w Krakowie, jest doskonałym obrazem ciemnej strony globalizacji. O niej się nie mówi, szczególnie w kręgach ludzi wykształconych. Na uczelniach obowiązuje narracja, że jest ona ze wszech miar dobra. Łatwo przez to głosy krytyczne zaszufladkować jako kołtuństwo i zaściankowość, bez zastanowienia się nad merytoryką przytaczanych kontrargumentów.

Nie byłbym sobą, gdybym nie skorzystał z okazji zaprezentowania się Państwu jako dyżurny barbarzyńca wśród intelektualistów. Niniejszy tekst poświęcę zatem przedstawieniu owej ciemnej  stronie globalizacji i pułapkach, jakie mogą pojawić się w budowaniu międzynarodowej pozycji konkurencyjnej. Chętnym poszerzyć wiedzę w tym jakże ciekawym temacie polecam bardzo dobrą książkę „On Competitiveness” Michaela Portera. Jeżeli z jakichś powodów podejście harvardzkie okaże się niewystarczające, ciekawą lekturą są również artykuły Paula Krugmana, czy Kurta Aigingera.

Myśl przewodnia, która spowodowała, że duże firmy poczęły przenosić produkcję, a z czasem i procesy za granicę, jest wyjątkowo nieskomplikowana. Szumne tezy o lepszym świecie dla wszystkich są tylko zasłoną dymną. Gdy nie wiadomo, o co chodzi, chodzi bowiem o pieniądze. Ktoś zauważył, że w wielu przypadkach nie ma znaczenia, czy pracę wykonuje John za 3 000 dolarów miesięcznie, czy Jan za 3 000 złotych. Dlaczego telefony komórkowe są składane w Azji, a nie w Stanach Zjednoczonych? Bo Azjata jest dużo tańszy od Amerykanina, a praca nie wymaga specjalnych kwalifikacji. Ot, dostarcza się części statkiem razem z instrukcją co w jaki sposób ma być złożone, a gotowy towar również statkiem odbiera się i kieruje do sprzedaży. Małej firmie patent ten nic nie da, ale duża może w ten sposób zaoszczędzić setki milionów dolarów. Oczywiście, nie zawsze przenoszenie produkcji wynika wyłącznie z chęci wykorzystania różnic w wynagrodzeniach, czasem bowiem faktycznie lepiej mieć fabrykę bliżej rynków zbytu, jednak oszczędności były – moim zdaniem przynajmniej – głównym motorem rozwoju globalizacji. Bardzo ważny okazał się też rozwój technologii. Od strony teleinformatycznej, każdy transport można było śledzić na bieżąco, a zatem malało ryzyko związane z zaginięciem towaru w trasie. Znacznej poprawie uległa też technologia budowy statków, które wprawdzie nadal walczą z żywiołem, jakim jest ocean, ale mają w niej dużo większe szanse, niż choćby dziewiętnastowieczne żaglowce.

Kiedy pomysł z przenoszeniem produkcji się sprawdził, sprytni menedżerowie do spraw finansowych poczęli rozważać, co tu jeszcze można ‘outsourceować’. Szybko okazało się, że spora część usług wspierających biznes, takich jak zarządzanie zasobami ludzkimi, czy księgowość, również może zostać przeniesiona do tańszych lokalizacji. Mało tego, w wielu firmach, podstawowe procesy księgowe, czy HRowe są bardzo podobne, zatem kilka przedsiębiorstw mogło korzystać z usług tego samego centrum. Problem, jakim jeszcze pięćdziesiąt lat temu, byłoby płynne przekazywanie danych, w dobie Internetu okazał się jedynie marginalnym wyzwaniem. Pozostawało znaleźć odpowiednio niedrogą lokalizację, w której pracownicy wykazywaliby przynajmniej minimalny poziom wymaganych kompetencji. Księgowy, niezależnie od tego, jak proste rzeczy wykonuje, musi dysponować pewnym rozumieniem rachunkowości oraz być w stanie porozumieć się z klientem (język obcy). Okazało się, że Polska, ale także Czechy, Rumunia czy Bułgaria doskonale się do tego nadają.

Co zatem takiego zatem oferowała zagranicznym inwestorom Polska, a także inne kraje, które kilka lat wcześniej zamieniły gospodarkę centralnie planowaną na wolny rynek? Ludzi młodych, zdolnych, nieźle wykształconych, a co najważniejsze: pełnych entuzjazmu. Oto spadły okowy komunizmu. W końcu o statusie społecznym, zarobkach i poziomie życia decydować miała pracowitość i kompetencje, a nie to, czy odpowiednio sprawnie wypiło się pół litra z odpowiednim towarzyszem.

Kraków szybko okazał się jedną z lokalizacji najmocniej przyciągających usługi wspólne oraz wszystkie inne biznesy funkcjonujące w podobny sposób, tj. świadczące usługi podwykonawcze, które można świadczyć wykorzystując w tym celu komputer i połączenie internetowe. Co świadczyło o sile Krakowa? Był i jest stolicą regionu, zatem przyciągał młodzież z całej Małopolski. Siedzibę mają w nim liczne uczelnie wyższe oferujące przynajmniej zadowalający poziom edukacji. Warto tu szczególnie zwrócić uwagę na Akademię Górniczo-Hutniczą, z której środowiska wywiódł się Comarch i która dobrze przygotowywała studentów do pracy w kierunkach ścisłych i technicznych. Kraków jest też dobrze skomunikowany, przez co łatwo dojechać do pracy, czy odwiedzić klienta w jego zagranicznej siedzibie. Lotnisko w Balicach oferuje cały wachlarz połączeń międzynarodowych i krajowych. Do dyspozycji są pociągi i autobusy dalekobieżne. W pobliżu miasta przebiegają drogi szybkiego ruchu, których sieć w kolejnych dekadach nowego tysiąclecia była systematycznie rozbudowywana.

Podsumowując krótko poniższy wywód. Z jednej strony wystąpił popyt czyli zapotrzebowanie firm zagranicznych na niedrogich, kompetentnych podwykonawców – pracowników. Z drugiej Kraków oferował podaż, był stolicą województwa w kraju, który niedawno pozbył się komunizmu, dysponującą całą masą ambitnych, wykształconych ludzi, gotowych do poszerzania kwalifikacji, chętnych do pracy i mających wielką nadzieję na szybką poprawę stanu posiadania. Połączenie
popytu z podażą przyniosło centra usług wspólnych w Krakowie.

Przyniosło też IT. Pracę programisty można przecież wykonywać zdalnie. Mało tego, obecnie nie potrzeba do niej specjalistycznych studiów, tylko realnej znajomości języka. Sposób zarządzania projektem informatycznym jest w zasadzie identyczny na całym świecie. Oczywiście, w tym momencie Polska nie jest lokalizacją tanią, jeżeli chodzi o zatrudnianie specjalistów IT, ale polscy programiści nie odstają zarobkami od zachodnich – ani na plus, ani na minus. Są za to kompetentni i ambitni. Cała rzesza zdolnych ludzi zauważyła w programowaniu szansę na życie na normalnym poziomie Europy Zachodniej, co w Polsce oznacza bycie królem (królową) życia.

Model, jaki opisałem wyżej, funkcjonuje od lat i – znowu jest to tylko moje zdanie – będzie funkcjonował w podobny sposób jeszcze przez lata. Cała międzynarodowa pozycja konkurencyjna Krakowa polega na byciu dostawcą solidnie wykonywanych usług za przystępną cenę. Czy to źle? Nie! Kilkanaście lat temu ten pomysł był przecież dobry. Tysiącom ludzi dał lepsze życie. Polska jednak przez te lata poszła do przodu jako gospodarka i coś, co sprawdzało się pokolenie temu, obecnie przestaje wystarczać. Przestaje, jeżeli, oczywiście, dalej naszym celem jest dołączenie do elity najlepiej rozwiniętych krajów.

W ekonomii podobne wyzwania nazywa się pułapką średniego rozwoju. Kraj nierozwinięty korzysta z szeregu rozwiązań, by poprawić swoją pozycję. Doskonalenie się w nich pozwala osiągnąć wyższy poziom rozwoju. Stare metody nie pozwalają jednak na przeskoczenie ze średniego poziomu do elity. Rozwiązania, jakie stosują kraje naprawdę rozwinięte, by utrzymać się na szczycie światowej drabiny, są zupełnie inne. Z drugiej strony, gdyby jeden do jednego zastosował je kraj nierozwinięty, wówczas mógłby jedynie kręcić się w kółko. To właśnie dlatego globalizacja w kontekście Polski przedstawiana jest pozytywnie. Zgoda, dała nam wiele dobrego, teraz jednak Polska jest inna. Kraków też jest inny i jeżeli chce się rozwijać, trzeba zmienić strategię.

Ze starych schematów ciężko jest wyjść. Jakie można zidentyfikować w krakowskim IT? Przede wszystkim, firmy z danej branży (oraz powiązane) działające w geograficznej bliskości siebie, znacząco na tym korzystają. Szybciej wymieniają doświadczenia, dostęp do wiedzy jest łatwiejszy, rynek pracy funkcjonuje efektywniej, etc. W ekonomii takie zgrupowanie firm w danej lokalizacji nazywa się klastrem. Nie mam tu zamiaru krytykować klastrów. O ich pozytywnym wpływie napisano masę artykułów, zresztą z moich własnych badań wynika to samo. Problemem krakowskiego klastra IT jest to, że jest on klastrem podwykonawczym. W związku z tym, wymiana doświadczeń, wiedzy, itd. jest skalibrowana na bycie jak najlepszym dostawcą kodu dla zewnętrznego klienta, który potrzebuje go w jakimś innym celu. Weźmy na przykład sklepik ezoteryczny. Może on potrzebować witryny internetowej, by prowadzić sprzedaż online, ale sercem biznesu jest oferowanie zainteresowanemu tematyką klientowi odpowiednich towarów (i usług). IT jednak nie musi być podwykonawcze. Często sam program jest produktem końcowym.Pakiet Office, antywirusy Norton, gry komputerowe, to wszystko przykłady oprogramowania, które sprzedaje się na całym świecie i jest produktem końcowym.

Drugim wyzwaniem jest przyzwyczajenie. Stare rozwiązania, wprowadzane dwadzieścia lat temu obecnie nie muszą być wcale wydajne. Napisane w niszowych językach programy trzeba jednak utrzymywać, a do ich obsługi potrzeba pracowników. To angażuje zasoby części informatyków, którzy znaleźli w tym swoją niszę. Klasycznym przykładem jest analityka banków oparta o SAS czy domów mediowych bazująca na SPSS. Oba ww. programy mają swoje zalety, jednakże obecnie dużo więcej możliwości oferują wysokopoziomowe języki takie jak R, Julia czy Python. Wiele instytucji pozostaje
jednack przy starych metodach, bo przygotowanie i wdrożenie nowego oprogramowania byłoby skomplikowane, czasochłonne i kosztowe, nawet jeżeli w dalszej perspektywie okazałoby zyskowne.

Wreszcie, Polsce brakuje innowacyjnych zleceniodawców. Firm, które potrzebować będą absolutnie najnowocześniejszych rozwiązań z danego obszaru IT. Dlaczego Awatar 2 jest filmem przełomowym? Reżyser, James Cameron, uparł się, by opracować na jego potrzeby całą technologię kręcenia scen ‘motion capture’ pod wodą. Nie, wcześniej tego nie było! Właśnie tego typu zleceniodawcy potrafią napędzić cały sektor, zwłaszcza że praca nad czymś nowatorskim, czego wcześniej nie było, przyciąga najlepszych.

Czy zatem krakowski sektor IT może wyjść z pułapki średniego rozwoju? Tak. Potrzeba do tego metody małych kroków i świadomości, że zmiana musi pochodzić od wewnątrz. Rząd czy samorząd mogą i powinny wyciągnąć dłoń. Pomoc powinna skupić się jednak na wyciągnięciu z ‘błędnego koła’ pojedyńczych firm, ale za to na stałe. Pozostałe zobaczą, że można działać inaczej i dostosują swój model biznesowy, jeżeli taka będzie ich wola. Trzeba pokazać realne szanse na wyjście z trzech ww. schematów i nie nastawiać się na to, że z propozycji skorzysta większość. Oferta musi być skierowana typowo do mniejszości biznesów, ale tej mniejszości, która ma w sobie chęć do zmian, której nie pasują te realia prowadzenia działalności, w jakich funkcjonują.

Najtrudniejszym elementem powyższej strategii jest dostarczenie sektorowi IT innowacyjnych zleceniodawców. By tacy powstali, polskie firmy muszą zacząć patrzeć globalnie. Naszą siłą, ale i słabością, jest stosunkowo duży – 40 mln – rynek wewnętrzny. Firma może rozwinąć się od podstaw do całkiem solidnych rozmiarów działając wyłącznie lokalnie, oferując produkt wyłącznie Polakom. W przypadku korzystania z podwykonawców IT powoduje to rozbieżność. Z jednej strony trzeba stosować polskie ceny produktu finalnego, a z drugiej, najlepszym programistom trzeba zagwarantować zarobki na poziomie światowym, dużo wyższym niż polskie. W efekcie, jakościowe IT będzie komparatywnie drogie. Jeżeli jednak produkt końcowy od samego początku będzie oferowany klientowi międzynarodowemu, wówczas koszt zatrudnienia dobrych programistów nie będzie nieproporcjonalnie wysoki, tylko adekwatny.

Umiędzynarodowienie rozgryzły innowacyjne przedsiębiorstwa z krajów bałtyckich. W tych przypadkach, rynki wewnętrzne są zbyt małe, by ambitna, nowatorska firma mogła na nim sensownie zarobić, więc nolens volens, przedsiębiorca litewski czy estoński kieruje swoją ofertę za granicę. Polacy nie muszą tak robić i często na tym cierpią. Łatwo bowiem się mówi – powoli wejdę na rynki zagraniczne. To „powoli” często nie następuje w ogóle i firma kręci się w kółko w pułapce średniego rozwoju, radząc sobie wystarczająco dobrze w Polsce, ale nie na tyle dobrze, by z impetem wejść za granicę.

Podsumowując, firmy krakowskie robią to, co robią od lat. Robią to dobrze, mają z tego zyski, ciężko oczekiwać, by same z siebie chciały coś zmienić. To klasyczna pułapka średniego rozwoju. To, co było
korzystne i zyskowne tak dla Krakowa obecnie nie rozwija, a jedynie angażuje cenne zasoby ludzkie w pracę na biegu jałowym. Jak z każdej pułapki, wyjść z niej trzeba samodzielnie, metodą małych kroków. Ważną rolę do odegrania ma tu rząd centralny i samorządy. Chodzi o pokazanie alternatywnej drogi, zachęcenie, nie całego sektora, ale pojedyńczych firm i ludzi, chętnych do zmiany, niezadowolonych z obecnych realiów, by obrali inną drogę. By kierowali się na szczyt łańcucha wartości, nawet w obecnie niszowej branży, ale na szczyt. Świat zmienia się szybko i to, co kilkanaście lat temu było niszą, może stać się mainstreamem. Miło, gdyby w takich sektorach przodowały okopane już i ustabilizowane firmy krakowskie. Tylko taka droga, konkurowanie jakością, pozwoli zbudować w miarę stabilny i trwały dobrobyt. Podwykonawcę zmienia się łatwo, wystarczy, że pojawi się ktoś, kto jest tańszy albo bardziej kompetentny w tej samej cenie. Kogoś, kto oferuje
wysokiej jakości produkt docelowy i umie zbudować lojalność klientów, zastąpić praktycznie nie sposób.